23 lip 2010

19.07.2010




Dzieci w Ghanie. Jakie one są? Są cudowne! Każde z nich chce dostać choć odrobinę miłości. Każde chce się przytulić. Nie jest to tylko uwarunkowane tym, ze ja jestem biała a one czarne. Głównie idzie o to, że te dzieciaki potrzebują miłości. Bardzo często chorują. Jest to głównie malaria. Ale ich to nie zraża. One chcą się bawić, spędzać z nami czas. A ja przejmuje się nimi. Daje lekarstwa, odsyłam z lokalnymi do domów.
Siłę w tej całej posłudze daje nam polska msza odprawiana każdego dnia. A także różaniec, który w tej chwili leży pod moja poduszka :)

19 lip 2010

14.07.2010




Od kilku godzin jestem w Ghanie. Chwilami wygląda to jak kadr z dobrego filmu, gdzie główna role graja murzyni. Pierwsze wrażenia? Gorące, mokre powietrze, Ks. Bosco wszędzie rozpoznawany. Tu, w Ghanie, na pierwszy rzut oka wysuwa się wielka bieda, ale za raz za nią widać wielka otwartość. Tyle razy słyszeliśmy "obroni, obroni." To jest ciągle niesamowite. Niesamowita jest podroż bez żadnych problemów. Jutro jedziemy do Boys Home - naszej placówki misyjnej, gdzie spędzimy najbliższe 2 m-ce.
Spotkaliśmy Fr. Piotrka, zrobiliśmy mała wymianę ludzi i spędziliśmy polish evening :)

12 lip 2010


Ostatnie chwile w domu. Tysiące pytań. Ciągle nic nie dociera do mojej nieogarniętej głowy. Stresik rośnie ;-) To będzie coś niesamowitego. Nowe przeżycie.

Chciałabym podziękować kilku osobą:
Ance, Krzyśkowi, Magdzie, Jankowi, Romkowi za wparcie w najtrudniejszych chwilach i ciągłe dopingowanie
Łukaszowi za poświęcony czas i zorganizowanie niedzieli misyjnej
Dżagle, Zielonej, Tlatlikowi, Monice, Ciachowi, Zabrzi, Piotrusiowi za tworzenie grupy wsparcia :)
Sebastianowi, państwu Hadaś za wsparcie rzeczowe i finansowe mojego wyjazdu
Grupie wolontariuszy za wszystko
No i Wam drodzy blogowicze!

Wyruszam w misyjną podróż życia z różańcem w ręku.
Jezu prowadź nas! :)

11 lip 2010

11.07.2010



Zbliża się wieczór. Za kilkanaście godzin nie będzie mnie w Polsce. Za te kilkanaście godzin zacznie spełniać się moje marzenie. Co czuję? Mimo tego, że każdy i wszystko na mojej drodze usilnie przypomina mi o wyjeździe, do mnie jeszcze to nie dociera. Jest to jakby fragment wycięty z rzeczywistości, wręcz rodem ze snów. Wszystko spakowane (w końcu względny porządek w pokoju!), rzeczy naszykowane, mama poddenerwowana.Ostatnia noc w domu. Jaka będzie? Wiem jedno. Wieczór spędzę z mamą, filmem i winem. A co jutro? Coś co bez wątpienia zmieni moje życie. Póki co nie do końca to ogarniam.

10 lip 2010

09.07.2010



Jestem spakowana! Jest to dla mnie wielki sukces, ponieważ nie wiedziałam jak się za to zabrać. Na szczęście są przyjaciele - Anka wiedziała kiedy przyjść. Dziewczyna ma wprawę w pakowaniu się - dwa projekty w Ghanie. Ale nie obeszło się bez załamywania się, płakania nad walizką i takich innych. No ale też był śmiech i wspólne wygłupy. Na szczęście dostaliśmy ten wspaniały dar - drugiego człowieka. Nigdy nie spodziewałam się, że do takich wniosków można dojść pakując walizkę.
Bezustannie żyję myślą, że za 3 dni wyruszę w podróż życia. Za 3 dni zacznie się spełniać moje marzenie, moje powołanie.
Jezu prowadź! :)

8 lip 2010

08.07.2010


Kolejny dzień przygotowań. Ten jeden z czterech już za mną. Choć mimo całego zamieszania był dobry, bardzo dobry.
Rano nagrywaliśmy materiał do TV Zabrze. Cały program o Afryce, o wolontariacie, o nas. Wyjdzie z tego naprawdę coś pięknego! :) A potem wielkie zakupowanie. Nasz wyjazd już ma wszystko z rzeczy materialnych czego mu trzeba. No i najważniejsze: MAMY WIZY! To naprawdę niesamowite dla mnie. 
Jeśli idzie tylko o mnie, to zażyła pierwszy lek na malarię. Mimo dziwnych opowieści o halucynacjach, mi nic nie ma. Nic się nie zmieniło. A ponad to, odczuwam strasznie siłę modlitwy, siłę tych, którzy mnie wspierają. Mimo, że nie są namacalnie blisko ich się czuje.

A w nawiązaniu do problemów afrykańskich, coś o Milenijnych Celach Rozwoju: http://www.youtube.com/watch?v=U-tNHJGNXpo

7 lip 2010

07.07.2010



Kilka godzin temu wróciłam do domu z kilku dni wakacji. Zamiast zobaczyć mój kochany pokoik z moim wielkim porządkiem, zobaczyłam masę pełnych toreb, które zgromadziłam tuż przed wyjazdem. Przypomniało to że pora zacząć się pakować. Ale póki co ciężko mi zabrać się za to. Wyciągnęłam tylko walizkę.
Przez ostatnie dni byłam dziwnie spokojna o mój wyjazd. Pomijając oczywiście fakt, że nadal czekamy na nasze wizy z Berlina, a Jakubson nadal nic na ten temat nie wie. Ale przecież je dostaniemy, co nie. Więc jestem o to w miarę spokojna. Bardziej przerażają mnie najbliższe dni. Nie wspominając już o moich rodzicach, szczególnie mamie, bo ona to chciałaby żebym teraz siedziała non stop w domu razem z nią i rozmawiała. A tu tyle rzeczy do załatwiania. Sama nie wiem w jaki sposób to ogarnąć. Ale ja uwielbiam dni, kiedy nie mam na nic czasu, wtedy nie zadręczam się głupimi myślami, nie myślę o tym co będzie.
Teraz czeka mnie jeden wieczór dojścia do siebie. Zmiana klimatu z kieleckiego na śląski w tak szybkim tempie, nie jest najlepszym pomysłem.

Dla wszystkich fanów muzyki afrykańskiej moje ostatnie odkrycie http://www.youtube.com/watch?v=oDuY50rJK-k&feature=related

1 lip 2010

29.06.2010


"Posyłam was, jak owce między wilki."

Teraz możemy iść. Iść z krzyżem na piersiach. Dziś Ksiądz Andrzej, dyrektor naszej świętochłowickiej wspólnoty, udzielił nam swego błogosławieństwa i symbolicznie wręczył krzyże misyjne. Teraz jakoś namacalne czuję, że zostaliśmy posłani w Imię Boże.
Mimo przeciwności jakie nas czekają, mamy wielkiego sprzymierzeńca, Kochającego Ojca. Choć nie raz będzie trudno wtedy mamy siebie wzajemnie i Kogoś, Kto nas wspiera.
I znów są słowa które najbardziej mnie uderzyły i po raz kolejny wryły się gdzieś głęboko w moje serce : "Wiara to pewność, że Bóg troszczy się o rzeczy najmniejsze"