29 cze 2010



Ostatnie zakupy, spotkania ze znajomymi, chwila wakacji. Tak wyglądają moje przygotowania do wyjazdu do Ghany. Do wyjazdu, na który czekałam tyle czasu. Wielokrotnie pojawia się pytanie czy są obawy. Im bliżej do wyjazdu tych obaw jest co raz więcej. Ale jednak jest coś, co rekompensuje je wszystkie. Jest to fakt, że spełniam swoje marzenie, swoje powołanie. Już nie mogę się doczekać kiedy stanę na ghanijskiej, czerwonej ziemi, kiedy pójdę z dzieciakami na boisko, aby wspólnie grać w piłkę. Teraz ciężko jest opisać radość i szczęście jakie jest we mnie z tego powodu. Dlatego teraz wyruszam w moją misyjną podróż życia, aby móc dzielić się swoja radością z ludźmi, których spotkam.


*to moje świadectwo przedwyjazdowe, które znalazło się na stronie naszego wolontariatu (:

28 cze 2010

27.06.2010




Jest MOC! Od 4.15 na nogach. Podróż do Rojcy, pierwsza Msza o 6.00, moje świadectwo, zbiórka pieniędzy. A co ważniejsze sobotnie spotkanie z Kimś, kto jest naprawdę ważny. 
Taka życzliwość i wspaniały wyniki w puszkach naprawdę daje siłę. Jeszcze 15 dni i te pieniądze zostaną idealnie wydane. Nawet te 17h spędzone non stop na nogach były nieważne z powodu radości, jaką dał ten dzień.

Teraz tylko moje osobiste przygotowania...

18.06.2010





Już niecały miesiąc został. Miesiąc ostrych przygotowań. Jeszcze jeden egzamin, 3 tygodnie wakacji. I wyjazd.
Jakoś wszystko się układa, wiza załatwiana przez Kraków, spotkanie z rodzicami. Oni spokojniejsi, ja szczęśliwa. 
Przecież nie wszystko musi być od razu dobrze. Przecież musimy w jakiś sposób doświadczać cudów. Oto moja teoria, której zamierzam się trzymać. Przynajmniej do poniedziałku wieczora to moja myśl przewodnia.

12 cze 2010

04.06.2010





Nie ogarniam tego wszystkiego. Nie ogarniam mojej małej, wielkiej kuwety misyjnej.
Zamknęli konsulat ghanijski w Polsce. Najbliższy w Berlinie, albo Pradze. I jakim cudem to załatwić? Przecież głupia wiza, która kosztuje masę pieniędzy nie zepsuje nam projektów!
Nie mamy prezentów dla dzieciaków na Final Day. Przecież nie damy im po długopisie i opakowaniu ołówków. Chłopaki nie będą mieli piłek. Dzieciaki z resztą też. Nie wspomnę już o pieniążkach. Co gorsza JA nie mam siły, żeby coś z tym zrobić! A wszystko przez jeden głupi fakt z mojego pokręconego życia!
A całkiem nie poddałam się dzięki myśli:
"Nie obiecano nam spokojnej drogi, lecz bezpieczne przybycie."

7 cze 2010

31.05.2010



Sama nie wiem co się dzieje. W takich chwilach odzyskuję wiarę. Wiarę w ludzi, wiarę w moją misję.
Kilka godzin temu skończyła się Orawa Dzieciom Afryki. Jako SWM odwaliliśmy kawał dobrej roboty. A do tego mój indywidualny sukces. Masa zdjęć (niektóre całkiem dobre), a do tego zabawa z dzieciakami (: Przecież to dzieci dzieciom Afryki! Ah. Sama nie potrafię wyrazić zachwytu nad tym cudownym weekendem. Choć czasem bywam wkurzająca. Wie o tym najlepiej Janek. Czasem widzę jak ma ochotę przełożyć mnie przez kolano i zlać. Tłucze mi do głowy kilka dni, coś do czego sama dochodzę. Ale przez kilka godzin jestem z siebie mega dumna. I dumna z Was! (:
Aż chce się jechać tam. Ma się jakąś wewnętrzną moc!
Na usta ciągle ciśnie się pytanie: co będzie dalej?