26 paź 2010

25.10.2010




 Chyba pan Absolutny Brak Czasu mnie odwiedził. Tak, że nawet nie mam czasu, żeby napisać cokolwiek. A może po prostu muszę sobie poukładać wszystko.
Prawie 2 miesiące odkąd wróciłam z Raju. Czy coś się zmieniło? Owszem. Zauważyłam, jeszcze bardziej i dokładniej, że są ludzie w gorszej sytuacji życiowej ode mnie. A po za tym staram się dostrzegać w człowieku CZŁOWIEKA. Przede wszystkim powiedzenie, że „Europejczycy maja zegarki, a Afrykańczycy czas” sprawdziło się w 100%. Pracuję nad tym, żeby choć w kilku procentach być taką jak oni – mieć czas. Mieć czas na bycie z drugim człowiekiem, a nie tylko na jakieś głupoty.
A do tego przez poznanie miejsca, zobaczenie go moimi 4 oczami, chcę tam wrócić. Chcę zawsze wracać. Dlatego teraz włączamy 5 bieg i zbieramy pieniążki na kolejny wyjazd, aby im dać już nie tylko 200% z siebie, ale 300% czy nawet 500% :)

„Nie po to doświadczasz cudów, żeby o nich nie mówić.”

16 paź 2010

31.08.2010




Od kilku godzin jestem w domu. Cieszę się, że widzę rodzinę, ale tęsknię już za Sunyani. Bardzo brak mi słońca. Choć wiem, że póki co muszę odpocząć i dojść do siebie i obejść wszystkich lekarzy. Moje dwie ręce i głowa się jeszcze przydadzą na tym świecie, czy to w Polsce czy w Afryce. A teraz idę mówić o tych cudach, które doświadczyłam, a także poukładać sobie to, co przywiozłam w swojej głowie i sercu.

7 paź 2010

28.08.2010




Czy ktoś dostał prezent, którym jest „drugie zycie”? Zapewne! Ja teraz też należę do tego grona. Wiem, że jest to wielki dar, za który będę zawsze dziękować. Zapewne rodzi się pytanie dlaczego. Błysk świateł, dzwięk tłuczonych szyb, upadek w busz, krzyk, ból w ciele i czekanie, aby ktoś cię uwolnił. Ciągnęło się to w nieskończoność.
Sama nie potrafię powiedzieć co czułam te kilkanaście godzin temu, kiedy otarliśmy się o śmierć.  Teraz ciągle wracają te obrazy. To jest jakiś przełom w moim życiu, jasny znak, że muszę jeszcze zapracować na niebo. A teraz na usta ciśnie się tylko: „Dzięki Ci Boże, że żyję! Na pewno tego nie zmarnuję!”

27.08.2010




Ostatnie minuty w Sunyani. Czekamy na Br. Paolo, który zawiezie nas na stację. Czekanie ciągnie się w nieskończoność. Świadomość  tego, że wszystko może być ostatnie jest niedozniesienia. Siedząc w naszej kuchni czy na werandzie doceniam to, co mnie tu spotkało. Łzy do oczu cisną się z wielka siłą. Ostatnie podsumowanie z Asiem, ostatni mecz koszykówki po zmroku. Spakowany plecak czeka na powrót do Polski. Mimo tęsknoty, nie chce się wracać. Strasznie ciężko jest wrócić będąc tu szczęśliwym, łzy są tu nieuniknione! Last minutes In Sunyani.

26.08.2010




No i się zaczęło. Czas pożegnań, czas powrotu do domu. Chyba lepiej jest powiedzieć „see you”, niż wyjechać bez żadnego słowa. Ale to było jedno z najtrudniejszych pożegnań. Pożegnanie z ludźmi, z którymi przez 2 tygodnie tworzyło się zgrany team. To z nimi zaczęły się przyjaźnie.
Mimo tego, że powiedzieliśmy sobie „goodbye” mam nadzieje, że jutro zjawią się „przypadkiem na stacji czy w Boys Home.”
Choć czasem nie ma łez na zewnątrz, to są one w środku, w naszym sercu. Czasem zastawiam się, czemu tak łatwo przywiązuję się do ludzi. Ale trudno jest zrobić inaczej mając świadomość, że wpisali się w moje serce. To oni stali się częścią historii niejakiej Kropki.

25.08.2010


  

Wróciliśmy z naszych wakacji, które były strasznie krótkie. Ale i tak dobrze jest wrócić do domu – do Sunyani. Nawet, jeśli jest to świadomość, że spędzę tu ostatnie dni. Ale takie wizyty jak ta ubogacają. Gdy nie ta podróż pewnie nie zobaczyłabym wodospadów, nie kąpała się w nich, nie byłabym na typowej misji, nie jechałabym na pace typową drogą Afrykańską. Takie doświadczenia miejsca, w którym się jest, są dobre. Nie tylko to, co zostało uwiecznione na zdjęciach przetrwa próbę czasu.
Każdego dnia próbuję podsumować, to wszystko, co mnie tu spotkało. Ale będąc tu jest to chyba niewykonalne. Każdy dzień mógłby być osobną historią. Chyba dopiero w Polsce, jak minie sporo czasu będę w stanie podsumować ten czas, wyciągnąć wnioski i pomyśleć, co mogłam zrobić lepiej.

21.08.2010



Dziś zostaliśmy oficjalnie pożegnani i usłyszeliśmy słowo „Thank U:. Teraz wszystko pokazuje, ze czas wyjazdu zbliża się nieubłaganie. Nawet wolontariusze przygotowali nam send off. Muszę się zatrzymać, choć na kilka chwil, żeby podsumować cały camp i pookładać wszystko w mojej głowie.
Mimo tego, że dziś sobota mi brakuje zamieszania w Boys Home. Gdy wybiła 14 nic się nie zmieniło. Nie usłyszałam muzyki, dzieciaki nie przybiegły, Atta nie przyszedł się ze mną podroczyć. Brama zamknięta. To znak, że odpoczywamy po Campie.
Gdyby cisza mogła zabijać, ja leżałabym martwa. Przez ostatni czas Boys Home stał się najgłośniejszym miejscem w okolicy. Nawet lokalne kościoły miały konkurencje :)