31 maj 2010

22.05.2010




Sama nie wiem, co się dzieje. Raz chce jechać, chcę tam być. Raz mam dość i marzę o tym, żeby oddali mi moje 2 tys za bilety. Sama nie wiem dlaczego... Czy ktoś powie mi o co w tym wszystkim chodzi?!
Czy to dlatego, że zamiast wierzyć ja wątpię i zadaje pytania na poziomie gimnazjalisty? Sama już nie wiem. Czekam na jakiś ruch, jakiś znak.

17 maj 2010

17.05.2010




Coś się zmieniło? Tak. Przez kilka dni, nie wiadomo dlaczego. Czy to dlatego, że chwilami odzyskuję wiarę w ludzi?
Czy jedna, albo dwie rozmowy mogą coś zmienić? Tak! Jeśli rozmawia się z przyjacielem.Przyjaciel nie powie Ci, że to co robisz jest ok, nawet jeśli jest złe. On po prostu złapie Cię za warkocz i postawi do pionu. Ale tu też nie chodzi o samo "stawianie do pionu". Czasem wystarczy "oderwanie' od rzeczywistości. Tak, żeby zobaczyć różne rzeczy z innej perspektywy. Tak zupełnie inaczej...

Wyjazd zbliża się wielkimi krokami, bardziej niecierpliwie czekam. Czekam tak jak na Oblubieńca. Przygotowuję się najlepiej jak mogę. Chcę by to był wyjątkowy czas. Przeżyty owocnie dla mnie i dla nich, dla moich długo wyczekiwanych murzynków! :)


"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga. Pracuj tak, jakby wszystko zależało od Ciebie."

9 maj 2010

9.05.2010



Wyjazd za 9 tygodni i 2 dni. A ja co? Przestaje się cieszyć. Sama nie wiem dlaczego nie chcę jechać. Ale o tym się głośno nie mówi. Może męczy mnie już to wszystko. Ile może jedna osoba, kiedy reszcie wszystko lotto i powiewa? Opadam z sił. Jakaś motywacja? Brak. Sama nie wiem, co robić!

5 maj 2010

04.05.2010



Kurcze, tyle się dzieje, że nawet nie mam czasu pisać. A tyle się dzieje. Chyba za dużo jak na moją głowę. Ogarnąć tego nie potrafię.

Działamy. Nie wiem na ile to jest, ale coś się dzieje. Choć mam wrażenie, że ciągle jest za mało mnie. Za mało daje z siebie. Tylko, co ja mogę jeszcze zrobić. Może nie jestem jakimś Armagedeonem, ale coś robię, a zarzucanie, że się nic nie robi boli. Cholernie boli. Czy ja muszę coś komuś udowadniać? Chyba chodzi o to, żeby tam być i dać z siebie maximum. A nie tylko stwarzać pozory. 
Chyba wolałabym już tam być. Czas powrotu zbliżałby się, a ja byłabym bogatsza o nowe doświadczenia i mogłabym pewne rzeczy zacząć olewać i się nie stresować. Ale, 'idę długą drogą mego życia. Czasem tracę siły by odnaleźć powołanie.' Kiedyś to zostanie dostrzeżone, wynagrodzone przez Niego. 

A z pozytywów: liczba kredek, ołówków rośnie. Dobrze jest wiedzieć, że ludzie nie mają wszystkiego w nosie, lecz mają odrobinę wrażliwości. No a piłki też są, i to nie byle jakie! :)